Nie po to dostałam zdrowie, miłość, spokój by nie przeżyć tego mojego ''niby-życia''. Czasem myślę sobie o tym, jak wiele osób chciałoby być na moim miejscu. Dla nich byłby to najlepszy dar, wreszcie mogliby się rozwijać w należyty sposób i nie musieliby się martwić o to, że mogą nie dożyć jutra, bo choroba nad nimi czuwa albo nie wiedzą, czy będą mieli co jeść. Czuję się wtedy wyjątkowo podle, ponieważ w 99% moje życie polega głównie na narzekaniu i obarczaniu siebie samej problemami, które w rzeczywistości nie istnieją.
Doskonalę zdaję sobie sprawę z kruchości życia, tzw. motywu Vanitas który nieustanie przewijał się w epoce Baroku chcąc udowodnić przemijanie i bezwartościowość ludzkiego życia, ALE HALO !!! Barok jest już dawno za nami i w dzisiejszych czasach każdy dzień jest na wagę złota! Należy wyciskać z niego ile się da i wieczorem kłaść się do łóżka ze spokojem, że lepiej go wykorzystać nie mogłeś. Tak naprawdę nikt nie wie, ile jeszcze czasu mu zostało. Może umrzeć jutro przechodząc przez ulicę a może, równie dobrze, stać się to za 50 lat w wygodnym łóżku z kochającą rodziną przy boku.
Trzeba znaleźć sposób na siebie i na swoje życie. Wiedzieć gdzie znajduję się granica miedzy dobrem i złem i tego się trzymać. Trzeba kochać i dbać o siebie. Po co samemu wpędzać się do grobu? To takie nielogiczne... Niestety robi to zdecydowana większość populacji ludzkiej. Niby każdy dąży do czegoś i walczy o lepsze jutro, a tak naprawdę pogrąża się w swojej beznadziejności i umiera z niczym.
A ja nie chcę umrzeć z niczym. Chcę umrzeć z poczuciem, że dobrze przeżyłam swoje ŻYCIE. To nie jest wcale takie trudne.
Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić przed śmiercią, a zamiast tego gniję każdego dnia i narzekam. Chcę to zmienić. Muszę to zmienić :) Najlepiej zacząć o teraz...
Na nowy początek - bardzo pozytywna piosenka którą wyczaiłam dziś przez przypadek : klik
Czołem :))))