sobota, 6 lipca 2013

live fast, die young

Dzisiejszy dzień sprzyja wyjątkowo wielu przemyśleniom. Mam 17 lat. Za niecałe 10 miesięcy skończę już 18 i bardzo ciężko dziś jest mi pogodzić się z nieodpartym wrażeniem, że 1/3, przy wielkim szczęsciu 1/4 mojego życia poszła na marne. Tak naprawdę nic nie osiągnęłam, nic wielkiego się nie wydarzyło, nie znalazłam żadnej pasji i drogi którą chciałabym iść ku dorosłości...

Nie po to dostałam  zdrowie, miłość, spokój by nie przeżyć tego mojego ''niby-życia''. Czasem myślę sobie o tym, jak wiele osób chciałoby być na moim miejscu. Dla nich byłby to najlepszy dar, wreszcie mogliby się rozwijać w należyty sposób i nie musieliby się martwić o to, że mogą nie dożyć jutra, bo choroba nad nimi czuwa albo nie wiedzą, czy będą mieli co jeść. Czuję się wtedy wyjątkowo podle, ponieważ w 99% moje życie polega głównie na narzekaniu i obarczaniu siebie samej problemami, które w rzeczywistości nie istnieją.

Doskonalę zdaję sobie sprawę z kruchości  życia, tzw. motywu Vanitas który nieustanie przewijał się w epoce Baroku chcąc udowodnić przemijanie i bezwartościowość ludzkiego życia, ALE HALO !!! Barok  jest już dawno  za nami i w dzisiejszych czasach każdy dzień jest na wagę złota! Należy wyciskać z niego ile się da i wieczorem kłaść się do łóżka ze spokojem, że lepiej go wykorzystać nie mogłeś. Tak naprawdę nikt nie wie, ile jeszcze czasu mu zostało. Może umrzeć jutro przechodząc przez ulicę a może, równie dobrze, stać się to za 50 lat w wygodnym łóżku z  kochającą rodziną przy boku.

Trzeba znaleźć sposób na siebie i na swoje życie. Wiedzieć gdzie znajduję się granica miedzy dobrem i złem i tego się trzymać. Trzeba kochać i dbać o siebie. Po co samemu wpędzać się do grobu? To takie nielogiczne... Niestety robi to zdecydowana większość populacji ludzkiej. Niby każdy dąży do czegoś i walczy o lepsze jutro, a tak naprawdę pogrąża się w swojej beznadziejności i umiera z niczym.

A ja nie chcę umrzeć z niczym. Chcę umrzeć z poczuciem, że dobrze przeżyłam swoje ŻYCIE. To nie jest wcale takie trudne.
Jest tyle rzeczy, które chciałabym zrobić przed śmiercią, a zamiast tego gniję każdego dnia i narzekam. Chcę to zmienić. Muszę to zmienić :) Najlepiej zacząć o teraz...


Na nowy początek - bardzo pozytywna piosenka którą wyczaiłam dziś przez przypadek : klik

Czołem :))))

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Never give up

Witajcie moi kochani.
Nie pisałam prawie miesiąc, a wszystko przez szkołę, która ostatnimi czasy przysporzyła mi wiele nerwów, łez i nieprzespanych nocy, ale o to jestem, wracam do świata żywych i już dziś nieoficjalnie rozpoczęłam WAKACJE! :)

Na wstępie chciałabym podziękować za kilka miłych komentarzy pod moimi poprzednimi postami. Nie mam na myśli tych  pozostawionych przez osoby, które nawet nie przeczytały tego co piszę a jedynie chciały się zareklamować, ale mówię o komentarzach od osób, których zainteresowały moje przemyślenia i swoimi przemiłymi  słowami dodali mi wielkiej otuchy. To dla mnie ogromnie ważne, dziękuję!!!

Jest coś, co intensywnie zastanawia mnie od kilku dni. Mam na myśli bowiem naturę ludzką, która sprawia, że jesteśmy nieszczęśliwi, nie potrafimy walczyć o to, na czym nam zależy. O swoje własne, osobiste szczęście, które tak naprawdę jest na wyciągnięcie ręki. Jesteśmy skonstruowani tak, by nieustanie narzekać. A narzekamy akurat na wszystko. Na kraj, na władzę, na swój wygląd, na brak pieniędzy, na to, że typowy Kowalski ma coś, czego ty nie masz. Robi się z tego jeden wielki shit, bo zamiast zacząć starać się o lepsze jutro, my zajmujemy się myśleniem o tym, czego nam brakuje, zamiast o tym co moglibyśmy zmienić i jak wiele rzeczy jesteśmy zdolni osiągnąć.

Wiem, piszę to w taki sposób, że  można by pomyśleć, że jestem superekstrazajebista, jestem wstanie osiągnąć wszystko, czego chce i takie tam...
Muszę przyznać sobie i wam, że jest wręcz przeciwnie. Ciągle się poddaje i chyba nigdy o nic nie walczyłam... Sądzę, że powodem takiego beznadziejnego zachowania jest paraliżujący strach przed rozczarowaniem. Tak, po prostu rozczarowaniem. Bardzo się tego boję i to sprawia, że w większości przypadków łatwiej jest mi się po prostu poddać, niż rozczarować. Ale czy z dwojga złego nie lepiej jest przegrać, wiedząc, że zrobiłeś wszystko co w twojej mocy, niż przegrać, wiedząc, że poddałeś się przed startem jak jakiś tchórz? Zdecydowanie muszę zacząć pracować na sobą. Zaczynam od teraz!

Często patrzę na ludzi, którzy osiągają coraz to większe sukcesy i wiem, że każdy mógłby być na ich miejscu. Niektórym przychodzi wszystko z łatwością, ale są też i tacy, którzy na każdą rzecz pracowali sami od początku  aż do końca. Ładna sylwetka, super fura, prawdziwa miłość przy boku. Tak naprawdę nic nie przyjdzie do nas samo i o wszystko trzeba się bardzo mocno starać.
I tu zwracam się do większości polskiego społeczeństwa - może następnym razem, gdy zechcesz kogoś zhejtować, to zastanów się, co wielkiego zrobiła ta osoba, by być tym, kim jest? A teraz pomyśl o sobie i zastanów się, co ciekawego ty zrobiłeś? Raczej śmierdzi żałością na kilometr, gdy ubliża się komuś, kto nieustannie walczy o swoje racje, a ty siedzisz cały dzień przed kompem i nie zrobiłeś nic w kierunku tego, by być kimś lepszym :)

Człowiek tak naprawdę jest zdolny osiągnąć zupełnie wszystko.Jeżeli  jego życie jest pełne marzeń i wciąż stawia sobie odgórne cele, to nie ma takiego, co by go zniszczył. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele potrafi zdziałać zwykła zawziętość i dobre chęci. Jeżeli jest więc coś, czego bardzo pragniesz, to nie bój się o to walczyć... Prawda jest tak, że zawsze można wiele zyskać, a rzadko kiedy coś stracić.


Miej marzenia. Stawiaj sobie nowe cele. Dbaj o bliskich. Kochaj ich. Walcz o swoje. I PRZENIGDY SIĘ NIE PODDAWAJ! Czy to tak wiele? Po co robić sobie wciąż i wciąż nowe problemy, które w rzeczywistości nie istnieją?!

To mój własny przepis na szczęście, który sama zamierzam wdrożyć w życie. Zaczynam właśnie od teraz, bo wiadomo, jak kończy się każde ''od jutra.''  Mam nadzieję że każdy z was ma, albo znajdzie taką receptę i razem ze mną będzie budować lepsze dziś!

KLIK


A o to tradycyjnie piosenka na dziś, która jest moim zdaniem przepiękna, o równie zobowiązującym tytule! Pozdrawiam was gorąco wraz z początkiem wakacji!  <3

czwartek, 30 maja 2013

Ważne, żeby zawsze widzieć dobro.

Czy zastanawialiście się kiedyś, co jest (tak naprawdę) dla was w życiu ważne?

Na świecie jest ponad 7 088 783 050 ludzi i każdy z nich dąży do czegoś innego. Każdy ma inne priorytety i wartości. Dla jednych największym celem będzie zdrowie, szczęście i kochająca rodzina, a inni żyją wyłącznie po to, by być sławnym i bogatym. 

Warto jednak pamiętać o jednym. W obliczu śmierci nic nie będzie liczyć się z tym, czy miałeś najnowsze air maxy, vansy, czy też tenisówki z bazaru za dychę. To, że byłeś  bogaty czy też biedny nie zadecyduje o tym, jak będzie wyglądać twoja śmierć. I wcale nie poruszam tu aspektów religijnych, ponieważ jestem osobą w stu procentach niewierzącą. Będzie się liczyć wyłącznie to, jakim byłeś człowiekiem i czy umierając czujesz się spełniony i szczęśliwy z tego, jak przeżyłeś to swoje życie.

Często mówi się o tym, że dobro nie popłaca. Zgadzam się z tym jak najbardziej. Przekonałam się o tym niejednokrotnie, i to niekoniecznie na własnej skórze. Większość z nas zapewne już niejeden raz dostała w kość tak bardzo, że na moment straciła wiarę w dobro i w cały otaczający go świat.  Ale czy jednak jest to wystarczający powód, by być złym? Życie jest cholernie niesprawiedliwe. Jedni dostają wszystko, czego dusza zapragnie, a inni muszą walczyć każdego dnia o przetrwanie w tym posranym świecie. Ważne jednak jest to, by oba typy ludzi nie zgubili poczucia własnego ja i zawsze pamiętali, gdzie znajduję się granica pomiędzy dobrem, a złem.

Ja osobiście w nic tak bardzo nie wierzę jak w to, że po deszczu w końcu pojawi się tęcza. Odnosi się to do wszystkiego. Zastanówcie się. Czy nie mieliście nigdy tak, że zostaliście niesamowicie zranieni, wydarzyło się w waszym życiu coś, co swego czasu uznawaliście za największa tragedię? Wtedy było ciężko, ale w końcu stało się coś dobrego i wasz pogląd o tym zmienił się o 180 stopni. Jeżeli przydarzyło ci się coś złego, to jesteś już w połowie drogi, by pojawiła się twoja osobista tęcza :) Musimy nauczyć się odnajdować we wszystkim jakieś dobre strony, bo inaczej wszyscy wylądujemy w psychiatrykach.

Ja na szczęście jestem meeeeeeega szczęściarą i mam przy sobie wspaniałą osobę, która nigdy nie pozwoli mi upaść. Życzę każdemu z was takiej podpory. Jeżeli również masz kogoś takiego, to trzymaj się go mocno i nigdy nie pozwól odejść.

Pisząc tego posta bardzo, ale to bardzo na szybko w głowie miałam ciągle pewną piosenkę. Nieco tandetna i już dawno nikt jej nie słuchał, ale idealnie pasuję do moich dzisiejszych przemyśleń i odzwierciedla to, co chciałam przekazać. Miłego słuchania i wesołego weekendu ;)
 


KLIK

sobota, 11 maja 2013

love, love, love

   Długo zastanawiałam się, jaki powinien być temat mojego drugiego postu. Było mi  trudniej, ponieważ tak naprawdę nie wiem jeszcze, czemu ma ten blog służyć i po co on w ogóle jest.


   Biorąc pod uwagę różne aspekty, rzeczy i ludzi, którzy mnie inspirują wypadło na miłość. Taaak, na miłość. Wiem, że to temat, nad którym można się wywodzić bez końca, a większość z was przestała czytać ten blog, gdy tylko zobaczyła to słowo, mając nieustanny pogląd pierdol miłość, chodź na melanż, to i tak uważam, że to całkiem przyzwoity temat.
 
  

    Najpierw skupmy się na ogólnym pojęciu. Miłość to nieracjonalne uczucie bliskości - wywołane wtórnym przeżywaniem własnych emocji. Wiele osób głośno się wypowiada, że taki stan nie jest mu wcale potrzebny, że chce być wolny i zajebisty, ''na co to komu.'', ale czy naprawdę tak jest? Osobiście sama wyznawałam te zasady, do czasu, aż sama poznałam jak to jest kochać, 
a co najważniejsze - być kochanym.


'' Wielu ludzi odrzuca swoją największą miłość, sądząc, że potrzebna mu jest wolność, która po pewnym czasie stanie się jego największym wrogiem. ''



W zupełności zgadzam się z tymi słowami jakiegoś mądrego człowieczka, którego nazwiska nie jestem w stanie nawet przytoczyć. No bo czy warto odrzucać kogoś, kto nas kocha tylko dlatego, by móc korzystać z młodości, by być wolnym i ogólnie dostępnym, nie być od nikogo zależnym? Uwaga, teraz pierwszy raz powiem coś mądrego - Przelotna znajomość z dyskoteki nigdy nie zastąpi ci miłości drugiego człowieka. Szkoda, że wiele osób dochodzi do tego wniosku zazwyczaj dopiero wtedy, gdy jest już za późno... 



Są niestety również takie sytuacje, gdy jednej stronie wcale nie zależy, a drugiej aż za bardzo. Takie osoby żyją w błędnym przekonaniu, że - być może - jeśli będą starali się jeszcze bardziej, to tej pierwszej osobie w końcu zacznie zależeć. Nic bardziej mylnego. Nikogo nie da rady zmusić do uczuć, chyba, że zadowalają nas te sztuczne i fałszywe, wtedy można śmiało do końca życia tkwić w takim popieprzonym związku.
Jeśli jednak nie chcesz tego, to moja rada jest taka : Jak najszybciej zakończ to i zacznij dla odmiany robić coś dla siebie. Nie myśl co by było gdyby, bo ludzie się nie zmieniają. Prawdziwa miłość sama do ciebie przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie.
Jeżeli natomiast jest na odwrót, ty masz to wszystko gdzieś, a to właśnie ktoś inny się stara, pozwól tej osobie odejść i znaleźć prawdziwe szczęście. Uważam, że to będzie najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić. 



Najważniejsze, że są jeszcze takie związki, w których miłość jest obustronna, a ludzie nie potrafią bez siebie żyć. Ukłony do samej ziemi dla wszystkich takich par, niech żyją długo i szczęśliwie, bla bla bla, niech nigdy tego nie tracą i nie pozwolą, by cokolwiek mogło się zepsuć. Sama należę do takich szczęśliwców, więc pokłony również dla mnie !!! :)



Jeżeli jednak wciąż czekasz na tę swoją jedyną, wspaniała, wymarzoną [...] miłość, to przestań to robić jak najprędzej. Nie szukaj jej na siłę, bo nic z tego nie wyjdzie. Daj sobie na luz i rób swoje, a to wszystko samo do ciebie przyjdzie. I nie mówię tego od tak sobie, wiem to po prostu z własnego doświadczenia. 



A teraz wróć do trzeciego akapitu i jeszcze raz przeczytaj definicję miłości. Widzisz? Nic tam nie jest napisane o tym, że miłość występuje tylko i wyłącznie między chłopakiem, a dziewczyną. Jest wiele tego kombinacji i w każdym przypadku można to nazwać miłością. Do mamy, do taty, do psa, do babci, do wujka i tak dalej i tak dalej. Pamiętaj, LOVE IS ALL AROUND ! 



                                                              KLIKNIJ TU.  





Pozdrawiam was gorąco w ten deszczowy dzień i życzę powodzenia w miłości :)

poniedziałek, 6 maja 2013

Początek.

Cześć i czołem, muchy z rosołem...

Nie wiem, czy to dobry pomysł, by zakładać bloga i dawać ujrzeć światło dzienne swoim wypocinom. A może wręc przeciwnie, to doskonały pomysł i dobre zajęcie dla kogoś takiego, jak ja. Kilka minut zajęło mi myślenie nad tym, jak zacząć, ale jakoś poszło...


Mam na imię Maja. Znaczy ono tyle co ''słońce'' w hinduskim języku, nevermind. Urodziłam się 17 lat temu i od tej pory prowadzę swe popieprzone życie. Jestem jedyną córką swoich rodziców, oraz dziewczyną mojego najwspanialszego chłopaka.

mam 1,65 wzrostu, najbrzydsze włosy na świecie, a także jest mnie zbyt dużo tu i ówdzie.



Jestem jedną z tych, którzy nie mają pasji, a już na pewno żadnego talentu. Chyba, że talentem można nazwać zdolność do psucia wszystkiego. To wtedy tak, mam talent, i to OOOOGROOOMNY !


Jako dziecko nigdy nie wiedziałam kim chce być, i co robić.Nie miałam wyobrażenia o tym, że będę pielęgniarką, kucharką, aktorką, czy ch** wie kim. Czy to oznacza, że jestem człowiekiem bez celu? chyba tak.


Mimo tego, co można by pomyśleć, nie jestem człowiekiem bez marzeń, a w moim życiu jest bardzo dużo radości, i jeszcze więcej miłości.
Sądzę wręcz, że jestem osobą odważną, i twardo stąpam po ziemi, ale kto to tam wie...


Czemu ma służyć ten blog? Jeszcze tego nie przemyślałam. Być może będzie to pamiętnik, dziennik, poradnik. Wszystko wyjdzie w praniu.

kilknij tu.


A tymczasem, coś o tolerancji. Pozdrawiam wszystkich :)